
Moje spotkania ze strażakami-ochotnikami w LUTOWYM „Kirowym Gościńcu” - Profesor Waldemar Machała
Zapraszam do przeczytania.
Moja przygoda ze strażakami zaczęła się w na przełomie wieków…, nieźle brzmi… Kierując wówczas Zakładem Medycyny Ratunkowej WAM w Łodzi (gdzieś pod koniec 1999 roku), zadzwoniła do mnie, a później przyjechała wraz z kilkoma współpracownikami – kpt. Regina Rokita z Zarządu Głównego ZOSP RP. To spotkanie stało się początkiem trwającej do dzisiaj współpracy ze strażakami-ratownikami ze ZOSP RP. W tamtym czasie tworzył się Zintegrowany System Ratowniczo-Gaśniczy i konieczne było jak najszybsze przeszkolenie możliwie największej liczby ratowników, którzy byliby w stanie udzielać pomocy poszkodowanym w wypadkach.
Pomysłem Pani Kapitan (jak się do niej zwracałem) było stworzenie platformy szkoleniowej opartej na mocnych podstawach: miejscu szkoleń, sprzęcie służącym dla jego realizacji i materiałów, które byłyby przewodnikami i elementem „pro-memoriam”. Tutaj pomysł mógł być jedynie jeden… ABC Strażaka Ochotnika.
Książka – chyba pierwsza, która traktowała o działaniach ratunkowych w warunkach przedszpitalnych, została napisana przez zespół Zakładu Medycyny Ratunkowej WAM w ekspresowym tempie i wydana przez drukarza Grzegorza Pładzynka z Gdańska, zyskując przychylne recenzje… Nieprzychylne zresztą też… (jedna), od osób (osoby), które same wprawdzie niewiele pisały, ale miały liczne uwagi…, tak bywa.
Wpierw zaczęto szkolić strażaków w Łodzi. Dość szybko się okazało, że dodatkowe szkolenia ogromnej liczby strażaków przerosły możliwości Wojskowej Akademii Medycznej, której podstawowym zadaniem było szkolenie studentów-podchorążych na potrzeby Sił Zbrojnych RP. Trzeba więc było pilnie szukać nowych miejsc, gdzie możliwe byłoby „spokojne” szkolenie.
Możliwy wybór był jeden – „Kirowy Gościniec” kierowany przez druha Marka Lutego. To miejsce okazało się być „strzałem w dziesiątkę”. Spokojna okolica, doskonałe warunki lokalowe i kompetencje Zespołu kierowanego przez Marka (mam ogromną przyjemność przyjaźnienia się z nim).
Ruszyło w roku 2004…, wpierw powoli…, nieco opornie (jak zawsze), ale z każdym następnym szkoleniem było coraz lepiej. Pierwszy cykl szkolenia trwał 3 grudniowe tygodnie, w których co 3 dni zmieniały się grupy liczące po 20–30 strażaków. Byłem pod wrażeniem, jak możliwe było modyfikowanie czynności przez „Markowy Zespół”, który reagował na każdą sugestię, sam zresztą wykazując niesamowitą inicjatywę.
Widziałem przez te kilka kolejnych tygodni, później miesięcy – jak można było doposażać Ośrodek i przebudowywać go w taki sposób, aby służył w jak najlepszej możliwości dla osiągania celów, jakim było wyszkolenie ludzi, mających do tej pory niewiele wspólnego z ratowaniem życia. Byłem pod wrażeniem (nie tylko ja zresztą), kiedy Marek uzgodnił z hotelem „Kasprowy” terminy dla zajęć w wodzie…, na basenie. Pomijam, że niektórzy ze strażaków-ochotników mieli okazję po raz pierwszy w życiu uczyć się ratowania ludzi w wodzie.
Więcej…, wybudowano „komin” dla nauczania ratowania życia w warunkach katastrof budowlanych, wysokościowych i… wisielców (codzienność). Marek poszedł dalej. Współpracując już nie ze mną, ale z lekarzami PSP – dr. Jackiem Niteckim i dr. Mariuszem Chomoncikiem – pościągał ze złomowisk (czy skądś?) wraki aut (ciężarowych, półciężarowych i osobowych), żeby móc zasymulować realne warunki uwalniania poszkodowanych z pojazdów.
Od roku mam okazję patrzyć, jak to wszystko profesjonalnie działa, od roku – bo od tego czasu pełnię merytoryczny nadzór nad tym, co jest robione w „Kirowym Gościńcu”. W tym czasie zmieniało się wiele – osią zawsze był Marek…
Super!
W. Machala